wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 2 She

Nie wiem dlaczego zgodziłem się, by moja bratanica zamieszkała ze mną, ale z drugiej strony... Miałem po prostu przeczucie, że powinna, skoro już wie. Właściwie mógłbym ją uczyć zawodu... To było nawet dobre wyjście z tej sytuacji. Karmen Moriarty, przygotuj się na porządną szkołę życia od swojego wujaszka.
Dziewczyna siedziała na krześle w jasnoniebieskim, błyszczącym szlafroku i
rozczesywała włosy po kąpieli. Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę, by sprawdzić, jak bardzo zmieniła się jej anatomia. Bardzo mnie to ciekawiło, jak z tak paskudnej, noszącej jeszcze pięć lat temu aparat na zęby, dziewuchy wyrosła bogini. Nie mogłem tego pojąć, jakim cudem jej oczy mogły być tak podobne do moich, tak samo, jak usta, gładkie niczym marmur, ale znacznie czerwieńsze.
- Patrzysz na mnie już od godziny, wujku. - powiedziała trochę zmieszana i na jej bladych policzkach wykwitł spory rumieniec.
Posłałem jej bezczelny uśmiech i oblizałem wargi.
- Bo od godziny siedzisz przy lustrze, Karmen. - odparłem luźno, po czym wstałem, by wziąć jeden z czarnych kosmyków włosów w palce. - Nie mów do mnie wujku. Bardzo tego nie lubię...
- To jak mam mówić? Przecież jesteśmy rodziną. - wyrwała mi kosmyk i związała włosy w kucyk. Boi się mnie... Hm... Swoją drogą ma tak samo aksamitne włosy, jak moje. Zadziwiające podobieństwo. Mogłaby być moją córką. Nie. To nie dla mnie. Miałbym dzieci, gdyby mi to było potrzebne.
- Twojego ojca tutaj nie ma. - mruknąłem i znów zacząłem dotykać jej włosów. - Kiedyś byłaś bardziej otwarta... Mówiłaś do mnie po imieniu.
- To było, gdy byłam dzieckiem. Teraz jestem dorosła.
Wybuchnąłem głośnym śmiechem, po czym odwróciłem się i wyszedłem z pomieszczenia. Małe dziecko. Jeszcze nie znasz tego wielkiego, złego świata, maleńka.
Poszedłem do kuchni, by zwilżyć gardło. Z jakiegoś powodu od pewnego czasu miałem niedobór wody w organizmie i zaczęło mnie to martwić. Może powinienem zmienić dietę? W sumie proponował mi to mój przyjaciel ze Stanów, ale stwierdziłem, że nie gustuję w ludzinie. Choć mięso ludzkie gotował naprawdę wybornie, trzeba było mu to przyznać.
Nie mogłem przyzwyczaić się do myśli, że moja bratanica będzie obcować razem ze mną w jednym domu. Czułem, że to nienaturalne. I wiedziałem ze swojego doświadczenia, że mała zrobi coś nieoczekiwanego, co nie przypadnie mi do gustu. Z rozmyślań wyrwała mnie służbowa komórka. Odebrałem telefon niespiesznie i wsłuchałem się w głos rozmówcy.
- Witaj, Moriarty. - mruknął chłodny głos starszego z Holmesów. - Myślałeś o mojej propozycji?
- Nie miałem po co. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Z resztą, mówiłem ci, że to wy będziecie pracować dla mnie i już wcieliłem to poniekąd w życie.
Po drugiej stronie zapadła nużąca mnie cisza. Jakim cudem moja odpowiedź go zaszokowała? Mówiłem wtedy zupełnie poważnie i nie zmieniłem zdania więc nie rozumiem, co jeszcze miało być do powiedzenia.
- No dobrze. - rzekł w końcu cicho. - Jak tam bratanica?
- Obserwujesz mnie, wariacie. - szepnąłem namiętnie do słuchawki i zakończyłem połączenie.
Czyżby gra nabierała rozpędu? Z mojej strony nie za bardzo, mimo iż miałem już wtyczki w całym MI5. Rozbawił mnie tym telefonem. Dzwonił do mnie, by się umówić, czy po to, by mnie ostrzec?
Siadłem na kanapie i westchnąłem głośno. Wszystko było takie nudne i przewidywalne... Nie wiedziałem, po co jeszcze pracuję nad tym wszystkim, ale z drugiej strony, mogłem patrzeć, jak młodszy Holmes podryguje, gdy się z nim bawiłem. Gdy rozwiązywał jakąś sprawę, miał na policzkach te swoje rozkoszne rumieńce, jak u napalonego nastolatka. Ciebie też to podnieca. - mruknął gdzieś w oddali mój głos.
- Mogę wyjść? - zapytała nagle moja bratanica, a mnie to zdziwiło.
- Posłuchaj... - burknąłem rzeczowo. - Twoje życie mnie zupełnie nie interesuje. Możesz robić z nim, co sobie chcesz i jak chcesz. Tylko nie wchodź mi w paradę, bo gorzko pożałujesz, zrozumiano?
- Tak... - jęknęła, nie rozumiejąc mojego zachowania. Cholera, czy ona jest normalna? - Ale ty jesteś niemiły.
- Nie leży to w mojej naturze, mała.
Zmierzyłem ją wzrokiem i pokazałem miejsce obok siebie. Posłuchała od razu i usiadła przy mnie, niczym posłuszna laleczka. No... Chociaż słuchała. Wzięła mnie za rękę, jak kiedyś i zaczęła nucić jakąś piosenkę. Zauważyłem, że miała bardzo miły głos. Delikatny i kobiecy, ale szczerze mówiąc marzyłem o tym, by usłyszeć krzyk tej dziecinki. Mógłbym w tym momencie złapać ją za włosy i zmusić do czegokolwiek... Bardzo mnie to kusiło.
Mógłbym zacząć topić Karmen w łazience i wcale nie byłoby mi szkoda tej pięknej okrągłej twarzy, która zachłystywałaby się wodą. Przymknąłem oczy i zacząłem wyobrażać sobie, jak rzuca się i miota, a ja trzymałbym ją w żelaznym uścisku do samego końca... Zadrżałem na tą myśl, a ona ścisnęła mocniej moją dłoń.
- Co jest? - zapytała zmartwiona.
- Nic, mała. - powiedziałem na wydechu, po czym wziąłem jej twarz w dłonie i zacząłem badać. Nie wiedziała, co chcę zrobić i próbowała się wyszarpnąć, lecz jedno moje spojrzenie wystarczyło, by przestała.
Mogłem teraz spokojnie zobaczyć zmianę, jaka w niej zaszła. Drobny nos miała tak samo prosty i lekko wystający, a oczy nabrały ostrości. Nie miała makijażu więc teraz mogłem spokojnie stwierdzić, że rzęsy również odziedziczyła po rodzinie. Mało było w niej cech fizycznych z matki. Właściwie tylko oczy miała trochę głębiej osadzone. Okrągłe policzki, które właśnie teraz muskałem opuszkami palców i dołeczki również odziedziczone w genach.
- Wyrosłaś, nie ma co. - szepnąłem tuż przy jej twarzy, a ona zadygotała, niczym młode drzewo na wietrze.
- Prze - przestań, wujku. - wyjąkała mocno zmieszana, a mnie to rozbawiło, ale również zdenerwowało.
- Mówiłem, byś do mnie tak nie mówiła. - warknąłem i wymierzyłem jej policzek w twarz. Wytrzeszczyła na mnie oczy z przerażenia i zaczęła uciekać. Trzymałem ją jednak mocnym i pewnym chwytem więc nie miała ze mną szans. - To właśnie będę robić za każdym razem, gdy nie posłuchasz mojego rozkazu.
Nic nie odpowiedziała. Spojrzała na mnie tylko z nienawiścią i splunęła mi w twarz. W końcu jakaś normalniejsza reakcja. Wytarłem szybko ciecz wierzchem dłoni i posłałem czarujący uśmiech.
- Będziesz dobra... - mruknąłem trochę do siebie i wypuściłem ją z ramion. - Takie rzeczy są dziedziczne, moja droga.
- Co ty pleciesz... - prychnęła, wstając. Poruszała się z idealną gracją i pewnością siebie, co nadawało jej drapieżnego wyglądu, niczym u polującej pantery. - Nie mam nic wspólnego z ojcem. On... mnie nie interesuje.
Wyszła do teraz już swojego pokoju mocno wzburzona. Myślała, że nie widzę bólu w jej oczach, gdy wypowiadała te słowa. Ja wiedziałem jednak, jaka jest prawda. Nienawidziła go równie mocno, jak kochała. Taka była cena obcowania z moim niedorzecznym bratem.
Zawsze myślałem, że to on jest tym bardziej normalnym, ale po wydarzeniach, które doprowadziły do mojej wyprowadzki, stwierdziłem, że nie miałem racji. Założył rodzinę, spłodził dwójkę dzieci i, jak to się mawia, wydoroślał. Wcześniej mieliśmy jeszcze coś wspólnego... On pomógł mi zabić Carla. Potem powiedział, że nigdy nie wybaczy sobie jego śmierci. Nudziarz z zapędami psychopaty...
Poszedłem do sypialni i ubrałem swój służbowy garnitur. Trzeba było zachowywać pozory normalności przy tych wszystkich idiotach z uczelni... Westchnąłem cicho, a potem spojrzałem w lustro. Idealny wygląd jest podstawą sukcesu. W większości spraw.
Ciekawe, co tym razem wpadnie mi w ręce na uczelni... Miałem ochotę zrobić normalnych ludzi ze studentów pierwszego roku. Zobaczymy ile wyjdzie z moich planów. Znając dzisiejsze społeczeństwo, mogłem trafić na zaledwie trzy, może cztery osoby, które spełniałyby wymogi do zatrudnienia. Uczelnia była dla mnie istną kopalnią ludzi do wynajęcia.
Wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik swojego czarnego volvo. Ostatnimi czasy znudziły mnie drogie samochody, ale to auto zostawiłem. Trochę dla szpanu, a trochę z sentymentu. Miało w sobie coś z dawnych czasów, zanim wmieszałem się w tę popieprzoną sytuację z Holmesem. Cały czas stał mi na drodze. Gdziekolwiek bym nie działał, on był krok za mną. Dwa razy zdarzyło mu się mnie wyprzedzić i fakt ten bardzo mi ciążył. Nienawidziłem być drugi.
- Witam, panie profesorze. - powiedziała słodko moja sekretarka, a ja posłałem jej czarujący uśmiech. Uchyliłem palcem okulary, by sprawdzić, co miała dziś na sobie i wciągnąłem z zachwytem powietrze. Ach, te piersi... - Mam już listę nowych studentów matematyki. Czy zechciałby pan zerknąć?
- Witaj, Annette. Z miłą chęcią.
Podszedłem do niej, dokładnie obserwując, jak jej biust unosi się i opada w mocno opiętej, białej bluzce, której odpięte przy górze guziki kusiły. Doskonale wiedziałem dlaczego to robi i wcale nie zamierzałem przedsięwziąć jakichkolwiek kroków, by sprawdzić jędrność tych krągłości.
Blondynka otarła dłoń o moje udo, gdy podszedłem bliżej. Pokręciłem głową ze śmiechem i zacząłem czytać nazwiska. Większość znałem i bardzo mnie to ucieszyło. Miło jest widzieć na liście dzieci moich wrogów... Otworzyłem lekko usta, gdy zauważyłem tam własne nazwisko. Moriarty Karmen. A to ci gratka. Moja bratanica jest na liście moich studentów.
- To jakaś rodzina? - zapytała z ciekawością, po czym przygryzła wargę zezując na mnie zielonymi oczyma.
- Moja bratanica. Ale nie będzie miała taryfy ulgowej. Musisz się pilnować, moja droga...
- Nie rozumiem...
- Bo jeżeli nadal będziesz mnie prowokować, wezmę cię na tym stole, a potem cię zwolnię. - powiedziałem obojętnie, patrząc jej prosto w oczy. Zaczerwieniona spuściła wzrok i przestała się do mnie bezsensownie kleić. Choć muszę przyznać, że zacząłem sam sobie przeczyć. - W sumie... - mruknąłem z zastanowieniem. Potrzebowałem jakiejś ciekawej rozrywki, a moje ciało od dawna domagało się pieszczot. Zauważyłem to gdy do domu wprowadziła się ta smarkula. Jej ciało prowokowało, by po prostu ją mieć. Ale nie chciałem tego. Jeszcze nie teraz. Przyjdzie czas, a ona sama zapuka naga do moich drzwi.
Wziąłem Annette za rękę i poprowadziłem do swojego gabinetu. Nie rozumiała nic z mojego zachowania, ale wytłumaczyłem jej to bardzo długim i gwałtownym pocałunkiem. Objęła moje ramiona i odchyliła głowę do tyłu, a ja zawędrowałem ustami do jej jasnej szyi. Czułem przyspieszone tętno, zastanawiając się, jak długo czekała na ten moment. Coś mi mówiło, że od początku pracy ze mną więc zacząłem się śmiać. Po co mam korzystać z usług dziwki, jak mogę mieć taką czystą i niewinną młodą damę z dobrego domu?
- Jim... - jęknęła głucho, gdy rozpinałem jej jasny, koronkowy stanik.
- Nic nie mów. - szepnąłem, mocno zachrypnięty. - Jeżeli nie będziesz milczeć, będę bardzo niemiły, a ja nie lubię być niemiły dla tak pięknych kobiet. Kiwnij głową jeżeli rozumiesz.
Kiwnęła w geście zgody, a ja utonąłem w jej gorącym, ciasnym i wilgotnym wnętrzu. Zbawienie dla ciała...



9 komentarzy:

  1. ouh Moriarty tak zły *.* kocham to czekam na nastepny !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale, wspaniale. Robi się coraz ciekawiej. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja kochana, toż to idealne :D czekam na ciąg dalszy xD <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy pojawi się ciąg dalszy? Tak bardzo nie mogę się doczekać, czekam i czekam <3 genialne!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam rozdział, ale muszę go oddać mojej pani edytor. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Proszę.. pisz dalej :) To jest takie świetne <3

    OdpowiedzUsuń
  7. No wreszcie widać te psychopatyczne cechy Jima. Ludzina, to, jak wyobrażał sobie topienie Karmen... Brrr :P No i odwieczny wróg Holmes. Poza tym jest trochę zboczeńcem :P wygląda na to, że jest także badboyem hehe. Zajedwabiste! :P czyta się strasznie przyjemnie

    OdpowiedzUsuń